Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) ogłosiła rekomendacje, które mogą wywrócić do góry nogami rynek tytoniowy w Europie. Jeżeli Unia Europejska zdecyduje się na ich wdrożenie, konsekwencje odczują nie tylko palacze i przemysł, ale przede wszystkim rolnicy. W Polsce z uprawy tytoniu żyje nawet 30 tysięcy gospodarstw, a eksport wyrobów tytoniowych to filar naszego handlu rolno-spożywczego.
Tytoń – gospodarczy gigant w cieniu zakazów
Choć papierosy i inne wyroby nikotynowe od lat objęte są coraz surowszymi regulacjami, to wciąż pozostają jednym z najważniejszych towarów eksportowych polskiego rolnictwa. Z danych KOWR wynika, że w pierwszej połowie 2025 r. wartość sprzedaży wyrobów tytoniowych do krajów UE sięgnęła 2,3 mld euro, wyprzedzając drób czy produkty mleczne. Licząc całość eksportu, w tym także pozaunijnego, mowa już o 2,7 mld euro – blisko 10 proc. wartości całego sektora rolno-spożywczego.
Co proponuje WHO?
W najnowszym raporcie organizacja zaleca rządom:
- ograniczenie liczby punktów sprzedaży,
- wprowadzenie minimalnej ceny paczki papierosów,
- rozważenie tzw. „zakazu rocznika”, czyli uniemożliwienia zakupu osobom urodzonym po określonej dacie,
- oraz w dalszej perspektywie – całkowite wycofanie tytoniu z rynku.
To zestaw zmian, który wprost oznaczałby spadek zapotrzebowania na liście tytoniowe, a w konsekwencji uderzyłby w plantatorów i zakłady przetwórcze. Polska, jako jeden z największych producentów liści tytoniu w UE, znalazłaby się w samym centrum tego procesu.
Regiony najbardziej zagrożone
Najsilniej mogłyby ucierpieć województwa wschodniej i południowej Polski – Lubelszczyzna, Małopolska czy Podkarpacie. Tam tytoń nie jest jedynie surowcem, ale także elementem lokalnej gospodarki i tradycji. Wiele rodzin od pokoleń zajmuje się jego suszeniem i obróbką. Branża ostrzega, że bez wieloletnich programów wsparcia tysiące mniejszych gospodarstw może nie znaleźć alternatywy i zniknąć z rynku.
Rolnicy poza stołem rozmów
Choć zalecenia WHO mogą wstrząsnąć całym sektorem rolno-spożywczym, w międzynarodowych rozmowach Polskę reprezentuje głównie resort zdrowia. Tymczasem mówimy o kwestiach, które dotkną nie tylko zdrowia publicznego, ale także rolnictwa, finansów państwa i rozwoju regionów, gdzie tytoń jest filarem lokalnej gospodarki.
Polska jest jednym z największych producentów liści tytoniowych w Unii Europejskiej – dlatego to właśnie nasz kraj odczułby skutki restrykcji najszybciej i najmocniej. Jeśli przy stole zabraknie rolników i resortów gospodarczych, decyzje mogą zapaść ponad ich głowami, a tysiące gospodarstw zostanie bez realnej alternatywy.
Co dalej?
WHO sugeruje, by wpływy z podatków od wyrobów nikotynowych kierować na wsparcie alternatywnych upraw. Jednak polscy plantatorzy zwracają uwagę, że przejście na inne kierunki produkcji rolnej – przy lokalnych warunkach glebowych i wysokich kosztach – jest w praktyce niezwykle trudne. Dlatego ewentualna transformacja wymagałaby czasu, pieniędzy i dobrze zaplanowanej strategii, a nie szybkich decyzji.
Jeśli propozycje WHO staną się prawem w UE, europejski – a wraz z nim polski – rynek tytoniowy stanie przed największą od dekad rewolucją. Stawką są nie tylko zdrowotne cele organizacji, lecz także los dziesiątek tysięcy gospodarstw i miliardowe wpływy do budżetu.
